środa, 9 lipca 2014

Fragmenty

I
Przeproszę się z klawiaturą. Będę pisał. To trudne bez słów. I bez pomocników. Pomocników, których użyć nie można w bezpiecznym miejscu. Pauzy. Nie są dobre. W czasie przerw za dużo Słoni wchodzi do głowy. Ociężałych. Ciężko stąpających, „wlekących się powolnym krokiem”. „Z dnia na dzień?”…
Ale przecież przerwy są.
Obydwie. Od wszystkiego. Za długie albo za krótkie. Nikomu nie można dogodzić. Wszystkim nie można dogodzić. A sobie?
Nie do końca.
Bo jak ktoś napisał … ludziom potrzeba ludzi. Ale po co wracać.
II        
Rozdwojenie i brak przynależności. Jak tęcza. Niby jedna. Ale kolory da się odróżnić. Dokładniej jak tęcza rysowana przez dzieci. Oddzielne kolory. Ile ich było? Chyba sześć. Nie będę sprawdzał, bo to nieważne. Uczucia, mówiąc banalnie, dziwne. Powiązana z nimi niepewność. I nadzieja.
Nie, nie piłem, nie paliłem, Czytelniku. Nie mogę. Myślałem. Rozmawiałem.
III     
Mam chęć. Nie mam idei. Mam kompleksy? Wyjdźmy na dwór.
IV       
I jak jest? Burzowo, duszno. Tęczy nie widać. Nie bierz tego, proszę, zbyt metaforycznie.
Można przejść się na cmentarz. Zobaczyć kamienie, a w nich zaklętą przeszłość, wypisane „ złote zgłoski”. Czym jest teraz ta przeszłość? Kamieniem. To jeszcze nie najgorzej. Można przecież powiedzieć, że zgnilizną, kośćmi, proszkiem… Ale po co tak drastycznie?
Są daty życia. Nazwiska. I tyle. Nic więcej nie wiemy o tym kamieniu. Czy to potrzebne?
Wchodzimy na drogi, w których jest wiele dróżek, dróżeczek. Nikt nie będzie chciał pójść za innym. Trzeba go będzie przekonać. Niestety za bardzo chcesz aby weszli właśnie na Twoją. Nie wszyscy wierzą w bajki. O co chodzi?
Potem jest pustka.?
V
W historii, jak to było obgadane, przemyślenia nie są zawsze wyłożone na tacy, czy jak szanowny Czytelnik chce. Niekiedy samemu trzeba po tę tacę pójść. Albo ją kupić… nie, nie kupić, zrobić. Później, o zgrozo, nałożyć danie. Nie ma co jeść? To złudzenie, zawsze jest. Radzę nie zapomnieć o widelcu.
VI
Chyba wróciliśmy ze cmentarza. Przynajmniej na razie. Przecież można wrócić. Ale jest za wcześnie.
VII
Uciekamy od Słoni. Te Słonie mają nieładne trąby. Stare, pomarszczone, za krótkie, zbyt słabe, aby wciągnąć i wypuścić wodę. Uciekamy w stada. Lepsze, gorsze, większe, mniejsze. Nie ma co tego oceniać. Jak kto woli. Albo jak go przymusili.
Bo trzeba mieć własne zdanie. Prywatne. Proszę mi tu nie krzyczeć. Im głośniej, tym głupiej.
VIII
Znowu to zrobiłem. Po co? Dlaczego? Teraz to nie istotne. W zasadzie nigdy nie było. Po co wyolbrzymiać? Słonie i tak są duże.
IX
Nie ma końca, do zobaczenia. Bo co mogę zapewnić?
Przeczytałeś Czytelniku? Zapraszam, zapraszam. Wejdź do mojego przybytku, gdzie piwo leje się strumieniami. Gdzie jedzenie syci, gdzie nie umrzesz na raka. No tego ostatniego nie zapewniam.
X
I jeszcze… czy krytyka jest potrzebna… pewnie jest. Ale czy słuszna? Nowa rzecz. Może zobaczyć ponownie?

0 komentarze:

Prześlij komentarz