niedziela, 10 sierpnia 2014

Przeszłość i Rysunek

Lubię przeszłość. Generalnie. Wspomnienia ulotnych chwil spędzonych z ludźmi, których się w taki czy inny sposób utraciło.
Dziś jest 8 sierpnia 2014. Noc. (Czyli wtedy, kiedy pisałem te słowa)
Cienie przeszłości wprawiają mnie w istotnie błogi nastrój. Wszystko, co zostało wykreowane parę i parenaście lat temu było naprawdę dobre. Zawsze lubiłem fantastykę,  Zabawy myśli. Być może od tego zaczęło się aktorzenie. Bagatelizując, życie było wtedy prostsze. Mniej nauki, więcej czasu na wyobraźnie. Mniej frustracji seksualnej również (ach ten Teen Wolf). Nie myślało się wtedy o swojej seksualności. O ile żyło się przez to mniej stresowo. Wracając do wyobraźni. Stworzone zostały całe światy, ludzie i inne kreatury. Coś niesamowitego, biorąc pod uwagę szarą codzienność. Każda z tych postaci była niewątpliwie moim serdecznym przyjacielem. Cóż, nadal nimi są. Próba spisania na kartach nigdy się nie kończyła. Ale czy mogła? Tak właściwie to dobrze, że się w ogóle zaczynała, biorąc pod uwagę dzisiejszy stan rzeczy. Teraz zostałem sam, a samemu ciężko przeżywać przygody. Dwóch największych współtwórców nie ma - są daleko. Na różnych płaszczyznach, z odmiennych względów i kolei czasu. Starzejemy się.

Mam dużą chęć pisania. Czegoś. Czegoś większego. Brak pomysłu, idei. Oprócz tego brak spełnienia w jakimkolwiek stopniu. ^^^^^ a nie -----. Ale chyba się już przyzwyczaiłem. Nie chcę się przyzwyczajać.
Porno rysunek. Zewsząd nieidealny. Ale pierwszy, może będzie lepiej...


czwartek, 24 lipca 2014

Powrót

Wróciłem na grunt w stanie odmiennym od tego w jakim go opuściłem, lecz jednak dobrze znany. W końcu wszystko się zmienia. Otoczenie znaczy.
Ludzie rzadziej. Chociaż podobno się zmieniłem. Czy to zauważyłem? Owszem, zapewne postępuje nieco inaczej niż te parę lat temu. Jednak w tym miejscu warto się zastanowić nad skutkami. Hmm.. po zastanowieniu stwierdzam ich brak. Nawet jeśli zmiany nastąpiły, nie są, jak widać, istotne.

Po tygodniu nadmorskiej przerwy od życia miejskiego... przygody. Prościej. Po tygodniu wakacji nad morzem mogę stwierdzić z całą mocą, że starałem się od dłuższego czasu bardziej panować nad emocjami, które mi nie odpowiadały. Niszczyły wręcz. Może za wcześnie na odtrąbienie sukcesu, no ale jest lepiej. Odkryłem też, że lubię morze i wodę. Oczywiście dopiero po powrocie, wpisując się w schemat, że człowiek nie docenia tego co ma. Powinno się spróbować cieszyć z tego, co mają inni.
  •  
O Boże, jakież to wspaniałomyślnonaiwne zdanie, tak na prawdę będące przykrywką. Jak widać dobrą, skoro tak łatwo przyszło mi w nią uwierzyć. Czyli moje, skromnie mówiąc, zdanie ma co najmniej jedną moją cechę.

Interesującym na pewno jest co wyniknie z nowego/starego stanu rzeczy. Można się ucieszyć, czasem trzeba popatrzeć w przyszłość. Ale chyba jeszcze nie teraz. Teraz mogą się cieszyć, ja z nimi. A sam mogę być dalej naiwny "czytając blogi trzynastolatek".

Biorąc pod uwagę, że piszę o moim cieszeniu się, dodać mogę, że są kolejne powody ku temu. Trafność rzeczy zakupionych i radość obdarowanych.



Naprawdę nie przypuszczałem, że ten oto wpis będzie taki hmm... pocieszny. Ale cóż nam innego pozostało, Czytelniku? "Bo z nas Fortuna w żywe oczy szydzi... To da, to weźmie, jako jej się widzi". 

środa, 9 lipca 2014

Fragmenty

I
Przeproszę się z klawiaturą. Będę pisał. To trudne bez słów. I bez pomocników. Pomocników, których użyć nie można w bezpiecznym miejscu. Pauzy. Nie są dobre. W czasie przerw za dużo Słoni wchodzi do głowy. Ociężałych. Ciężko stąpających, „wlekących się powolnym krokiem”. „Z dnia na dzień?”…
Ale przecież przerwy są.
Obydwie. Od wszystkiego. Za długie albo za krótkie. Nikomu nie można dogodzić. Wszystkim nie można dogodzić. A sobie?
Nie do końca.
Bo jak ktoś napisał … ludziom potrzeba ludzi. Ale po co wracać.
II        
Rozdwojenie i brak przynależności. Jak tęcza. Niby jedna. Ale kolory da się odróżnić. Dokładniej jak tęcza rysowana przez dzieci. Oddzielne kolory. Ile ich było? Chyba sześć. Nie będę sprawdzał, bo to nieważne. Uczucia, mówiąc banalnie, dziwne. Powiązana z nimi niepewność. I nadzieja.
Nie, nie piłem, nie paliłem, Czytelniku. Nie mogę. Myślałem. Rozmawiałem.
III     
Mam chęć. Nie mam idei. Mam kompleksy? Wyjdźmy na dwór.
IV       
I jak jest? Burzowo, duszno. Tęczy nie widać. Nie bierz tego, proszę, zbyt metaforycznie.
Można przejść się na cmentarz. Zobaczyć kamienie, a w nich zaklętą przeszłość, wypisane „ złote zgłoski”. Czym jest teraz ta przeszłość? Kamieniem. To jeszcze nie najgorzej. Można przecież powiedzieć, że zgnilizną, kośćmi, proszkiem… Ale po co tak drastycznie?
Są daty życia. Nazwiska. I tyle. Nic więcej nie wiemy o tym kamieniu. Czy to potrzebne?
Wchodzimy na drogi, w których jest wiele dróżek, dróżeczek. Nikt nie będzie chciał pójść za innym. Trzeba go będzie przekonać. Niestety za bardzo chcesz aby weszli właśnie na Twoją. Nie wszyscy wierzą w bajki. O co chodzi?
Potem jest pustka.?
V
W historii, jak to było obgadane, przemyślenia nie są zawsze wyłożone na tacy, czy jak szanowny Czytelnik chce. Niekiedy samemu trzeba po tę tacę pójść. Albo ją kupić… nie, nie kupić, zrobić. Później, o zgrozo, nałożyć danie. Nie ma co jeść? To złudzenie, zawsze jest. Radzę nie zapomnieć o widelcu.
VI
Chyba wróciliśmy ze cmentarza. Przynajmniej na razie. Przecież można wrócić. Ale jest za wcześnie.
VII
Uciekamy od Słoni. Te Słonie mają nieładne trąby. Stare, pomarszczone, za krótkie, zbyt słabe, aby wciągnąć i wypuścić wodę. Uciekamy w stada. Lepsze, gorsze, większe, mniejsze. Nie ma co tego oceniać. Jak kto woli. Albo jak go przymusili.
Bo trzeba mieć własne zdanie. Prywatne. Proszę mi tu nie krzyczeć. Im głośniej, tym głupiej.
VIII
Znowu to zrobiłem. Po co? Dlaczego? Teraz to nie istotne. W zasadzie nigdy nie było. Po co wyolbrzymiać? Słonie i tak są duże.
IX
Nie ma końca, do zobaczenia. Bo co mogę zapewnić?
Przeczytałeś Czytelniku? Zapraszam, zapraszam. Wejdź do mojego przybytku, gdzie piwo leje się strumieniami. Gdzie jedzenie syci, gdzie nie umrzesz na raka. No tego ostatniego nie zapewniam.
X
I jeszcze… czy krytyka jest potrzebna… pewnie jest. Ale czy słuszna? Nowa rzecz. Może zobaczyć ponownie?

środa, 2 kwietnia 2014

Dlaczego ludziom potrzeba ludzi?



Dlaczego ludziom potrzeba ludzi?
Czy nie łatwiej byłoby przemierzyć życie bez oglądania się na potrzeby innych?  Przecież można dostrzec, że sukinsyny mają lepiej. Dążą „po trupach” do celu. Nie patrząc na środki. Ale nawet nie chodzi o to. Nawet kiedyś w Biblii zostało napisane, że syn marnotrawny, który wrócił, jest bardziej doceniany od tego, który trwał. Więc czy nie lepiej być takim właśnie człowiekiem?  Ja czasem chciałbym taki być, ale nie potrafię. Bo, nawiązując do wcześniej postawionej hipotezy, mi potrzeba ludzi. Mimo wszystko. Pomimo, że ranią, że jestem o nich zazdrosny. Czasem zazdrosny o ich szczęście, czasem o piękny wygląd. Tak, ciężko się cieszyć ze szczęścia innych, tym bardziej jak samemu jest się nieszczęśliwym. Łatwiej jest się razem smucić i dołować, narzekając na niesprawiedliwość świata.
Zaszyć się w kącie pokoju, ciemnego, z dala od wszystkich. Wydaje się to takie proste, takie logiczne, gdy jesteśmy zmęczeni. Jednak to najgorsza rzecz, jaką można zrobić. W głowie człowieka zawsze pozostają ludzie, nawet ci, których już tam być nie powinno. Mózg bawi się z nami dogłębną analizą ich i naszych zachowań. Co można było zrobić, a co powinno się nigdy nie wydarzyć. I tym co się nigdy nie stanie na pewno. Bo życie jak dla mnie jest mało zaskakujące. Udało mu się mnie zaskoczyć jeden raz. Czekam na więcej.
Z ludźmi w końcu się rozmawia. Na rozmowie opiera się wiele przyszłych idei i zamiarów. Wiele miłości i wiele cierpienia. Warto jest znaleźć osobę, której można powiedzieć wszystko.  Osobę nieograniczoną barierami, która wysłucha. Nie zawsze potrzeba od razu porady. Czasem wystarczy zrozumieć. Być podporą. Ewentualnie podzielić się spostrzeżeniami. 
Trzeba czasem z kimś się spotkać. Porozmawiać o interesach, o muzyce. Wypić przy tym piwo, herbatę lub kawę. Popatrzeć w oczy. Poznać rozmówcę. Każde spotkanie, nawet najmniejsze, jest warte wyjścia z klatki swojego umysłu. Oczywiście nie ze wszystkimi. Nie każdy człowiek jest wart porzucania bezpiecznej i zarazem zgubnej przystani naszego umysłu. Ludzie potrafią męczyć.
Jesteśmy stworzeniami stadnymi. Potrzebującymi bezpieczeństwa. A kto nam je da, jeśli nie inny człowiek? Rodzina powinna dawać takie uczucie. Wśród znajomych, wracając z nocnej imprezy, czujemy się też bezpieczniej niż wracając sami. Stada trzymają się razem, chronią swoich członków przed innymi. Dlatego ludziom samotnym jest ciężko. Nie mają do kogo porozmawiać o pogodzie, 
o wynikach meczu. Nie maja się do kogo przytulić, gdy smutek zalewa myśli. Nie mają kogo pocałować, gdy potrzebują miłości. Powoli zamykają się coraz bardziej.
Tylko ludzi można pokochać.